czwartek, 12 kwietnia 2012

Potreningowa agonia.

Bomba? zgon? Jak jeszcze można określić stan tego wieeelkiego zmęczenia, występującego zaraz po mocnym treningu, czy też biegu ? W tym momencie poświęcam chwilę na przemyślenie sprawy. Zastanawiam się, czy można jeszcze bardziej dosadnie określić coś, co już jest ujęte bardzo wymownie.  Szukam, myślę i po głębszym zastanowieniu chyba mam... Agonia !  Dla pewności sprawdzam definicję i oto co widzę: "Agonia – to proces umierania poprzedzający śmierć, czyli okres poprzedzający ustanie funkcji życiowych organizmu." Całkiem trafne stwierdzenie, chociaż dalszy ciąg brzmi jeszcze lepiej - "Agonia charakteryzuje się przede wszystkim upośledzeniem czynności układu oddechowego, krążenia oraz ośrodkowego układu nerwowego, a co za tym idzie utratą świadomości i porażeniem mięśniowym." Dokładnie tak to u mnie wczoraj wyglądało. Ciekawe kto to opisał? Może jakiś 400metrowiec ? :P



Sześć odcinków, trzy na plotach, trzy płaskie. Dokładniej, to 3x200m ppł i 3x300m. Czasy, które miałem wykręcić nie były jakoś nadzwyczaj mocne. Byłem przekonany, iż trening będzie lekki i przyjemny. Założę kolce, przebiegnę się luźnym rytmem i będzie po sprawie. Z pewnością, tak by to właśnie wyglądało, gdybym biegał wszystko w czasach... Co tu dużo pisać, wczoraj mnie poniosło praktycznie na wszystkich odcinkach. Biegałem jak spuszczony z łańcucha. Niestety (dla mnie) skończyło się to ciężkim nokautem. Kilkanaście minut wyjętych z życiorysu, kilkanaście minut agonii. W takich chwilach do głowy przychodzą bardzo dziwne myśli i pytania typu: Po co Ci to było? Nie lepiej siedzieć wygodnie w fotelu przeglądając facebooka? Kto choć raz przeżył ten stan, dokładnie wie o czym mówię, a raczej piszę. Zwątpienie przechodzi po chwili, wracamy do siebie i nie możemy doczekać się kolejnego treningu. Tak to właśnie działa. Dziwne, ale prawdziwe :)

Chociaż czasami jest ciężko, to jednak wizja startu na najważniejszej imprezie sezonu zawsze daje dużego kopa i mobilizuje do działania. Na mecie nie liczy się nic poza wynikiem. Widząc życiówkę zapominamy o tym jak ciężko było, cieszymy się chwilą...


4 komentarze:

  1. 400 albo sie to kocha albo sie z tego rezygnuje i nie ma miejsca na narzekanie ;) Biegaj w czasach bo to nie o to chodzi ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazwyczaj biegam wszystko w czasach, ale wczoraj to nie byłem ja, kompletnie nie czułem rytmu. Skończyło się tak jak opisałem to wyżej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam ten stan, choć na pewno biegam dużo, dużo wolniej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsza jest chwila, już po dojściu do siebie:) Głód biegania jeszcze bardziej wzrasta:)

      Usuń